Jeśli surfing kojarzy Wam się jedynie z błękitnymi falami, spienioną wodą i promieniami słońca na twarzy z pewnością nie słyszeliście jeszcze o najnowszej ekstremalnej zabawie – surfowaniu po wulkanie. Ta podnosząca adrenalinę rozrywka staje się coraz bardziej popularna w Ameryce Środkowej. Nic w tym dziwnego, skoro prędkość zjazdu jest większa, niż prędkość spływającej z wulkanu lawy!
Wulkaniczny surfing (ang. volcano-boarding) jest uprawiany na Cerro Negro – aktywnym wulkanie mierzącym 716 metrów wysokości, jednym z około 25 rozsianych po Nikaragui. To właśnie na nim zbocza nie są porośnięte bujną roślinnością lecz pokrywa je czarny żużel. Stąd wzięła się także nazwa wulkanu Cerro Negro – czarna góra. Wulkan ten jest nadal aktywny (ostatnia erupcja była w 1995 r) pod warstwą zimnego żużlu można wyczuć żar dochodzący z głębi.
Zjazd z wulkanu wymyślił pewien Australijczyk, który zjeżdżał z niego na wszystkim co wpadło mu w ręce – na deskach surfingowych, drzwiach, materacach :). Szukając najlepszego środka lokomocji zastanawiał się jak zmniejszyć tarcie, a tym samym zwiększyć prędkość. Ostatecznie stanęło na desce wykonanej z drewna, której spód obity jest materiałem o nazwie Formica. Warto dodać, że kąt nachylenia zbocza wulkanu to 41 stopni , więc obojętnie na czym by się nie zjechało prędkość była by niewiarygodna :).
Organizacją wyprawy na Cerro Negro zajmują się coraz liczniej biura podróży. Wyprawa rusza z Leon, miasta położonego najbliżej wulkanu (dawnie kolonialnej stolicy Nikaragui). Śmiałkowie otrzymują płócienne torby z jaskrawo-pomarańczowym kombinezonem i zielonymi goglami. Pracownik biura pokazuje jak usiąść na desce (śmiesznych sankach ze sklejki ze sznurkiem zamiast uchwytu). Gdy ktoś pyta o hamulec spotyka się z pełnym politowania uśmieszkiem (tu za hamulec muszą wystarczyć własne pięty wbite w żużel).
Start polega na popchnięciu surfera (w celu nabrania większej prędkości), deska rusza powoli, jednak już po chwili nabiera prędkości. Słychać jak chrzęści na maleńkich kamieniach żużlu. Można sobie darować okrzyki podekscytowania, po kilku chwilach żużel gromadzi się wokół nóg, a pył i piach pokrywają twarz lepiej trzymać zamknięte usta! 🙂 U zbocza wulkanu stoi pracownik biura z radarem, sprawdzający prędkość każdego z saneczkowiczów. Jak do tej pory najszybszy czas to. 86 km/godz. (osiągnięty przez kobietę).
Sztuką jest utrzymać się na lichej desce, niestety nie wszyscy śmiałkowie dojeżdżają do końca zbocza. Organizatorzy tych ekstremalnych wypraw zaręczają, że jedynym powszechnym urazem jest lekka wysypka od żwiru. Lepiej jednak pamiętać, że wulkaniczne kamyki maja ostre krawędzie i nie wkładać w nie rąb bez rękawic.
Jeśli chcecie zjechać z wulkanu szybciej niż spływa z niego lawa zapraszamy na Cerro Negro!
Kocham to jadę tam na wakacje