Katmandu robi ogromne wrażenie w porównaniu przynajmniej z większością miast europejskich. Lecąc w stronę stolicy Nepalu mijając puszyste chmury, z których nieśmiało wyłaniają się czubki Himalajów, widoki były już tylko lepsze. Dzielnica jak każda inne – Thamel, wypełniona jest codziennie przez mieszkańców, bądź turystów. Ci drudzy niejednokrotnie częściej zaglądać muszą pod nogi niż zwiedzać to niesamowite miasto, by nie zostać rozjechanym przez szalonych kierowców taksówek, rowerów, motorowerów, rikszy, motocykli czy innych wynalazków technologicznych.
Poza tłokiem, który jest na swój sposób ciekawy i nieprzytłaczający, w porównaniu z polskimi korkami na Alejach Jerozolimskich, naprawdę warto trafić na jeden z najważniejszych festiwali w Nepalu – Indra Jatra. Trwająca osiem dni zabawa uświęca zakończenie sezonu monsunowego, co dla mieszkańców tego kraju jest nadzwyczaj istotne. Jest to też jedyny okres w roku, gdy Kumari, a więc siedmioletnia bogini Nepalu opuszcza swój dom i prowadzi swoisty pochód przez Plac Durbar, niesiona w złotym rydwanie.
Finał „imprezy” to cudowne przeżycie, bo samo oczekiwanie na pojawienie się Kumari robi swoje. Zebrani na placu turyści oraz mieszkańcy tłoczą się bezkompromisowo, próbując wypatrzyć swoją ulubienicę. Mimo ogromnej liczby ludzi zbieranych rokrocznie na Placu Durbar, a także kordonu policji i sił militarnych pilnujących porządku publicznego, wszyscy zachowują się nad wyraz kulturalnie, starając się zrobić zdjęcie, czy choćby zobaczyć Kumari.
Poza możliwością zobaczenia na żywo bogini Nepalu gości czeka masa innych równie ciekawych atrakcji. Pokazy sztucznych ogni, maszerujące przez cały plac festiwalu zespoły, zamaskowani tancerze, tak typowi dla azjatyckiej kultury, a także wisienka w torcie – maska Bhairab. Wśród zamaskowanych tancerzy, raz w roku, właśnie na tym festiwalu ujawniona zostaje wyżej wymieniona maska, gdy w pozostałe dni roku jest zamknięta dla widzów. Ciekawym rytuałem jest moment, gdy Bhairab wylewa ze swych ust mleczny alkohol nazwie Jaand, a mężczyźni rodem z Nepalu lgną w jego stronę, by wypić choć kroplę tego specyfiku, co wiąże się z dozgonnym szczęściem.
Pomimo ogromnego tłoku, małej przestrzeni, niezrównoważonych kierowców, festiwal Indra Jatra to osiem dni roku, które należy zobaczyć. Impreza może i nie w stylu dyskotek na Ibizie, czy choćby w Amsterdamie, ale atrakcje gwarantowane, a i kultury zdecydowanie więcej.
Na koniec link oddając maleńką część atmosfery, jaka panuje w trakcie całego wydarzenia. Tutaj mężczyźni pijący Jaand z ust maski Bhairab.